Tęczowa fantastyka – mit woke w popkulturze

Czy słyszeliście kiedyś o tym, jak to złe Hollywood niszczy fantastykę? Podobno zmuszają pisarzy do dodawania niepotrzebnych kobiet, osób o innym kolorze skóry i społeczności LGBTQ+. Żyjemy w jednym wielkim spisku, gdzie elity wcale nie manipulują nami przez udział wojska w tworzeniu produkcji, takich jak MCU. Zmienili te cholerne elfy w gejów, rozumiecie? 

A tak już całkowicie na serio. Od lat trwa nagonka na wszystkie produkcje, które zawierają elementy uznawane przez prawicę za progresywne. Nieważne, czy dany tytuł od zawsze miał lewicowe korzenie, jak „Doctor Who”. Prawicowe media szerzą panikę, że ktoś chce zniszczyć ich życie przez woke’owe przejęcie ich ulubionych IP. Brzmi to absurdalnie i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dlaczego jednak budzi to takie emocje? 

Istota polityczna

Fantastyka od zawsze przepełniona jest magicznymi istotami, mrocznymi potworami i przybyszami z kosmosu. Jednak z jakiegoś powodu pewna grupa odbiorców ma problem z kobietami, osobami koloru i przedstawicielami społeczności LGBTQ+. Zupełnie jakby pojawienie się osoby takiej jak ja było dla nich deklaracją polityczną. 

Dla osób niewtajemniczonych – jestem osobą niebinarną, biseksualną, demiseksualną z AuDHD. Niestety są ludzie, którzy uważają, że w popkulturze nie powinno być postaci przypominających mnie. Całkowicie ignorują fakt, że fantastyka od zawsze przyciągała osoby wykluczone społecznie i mniejszości. 

Niektórzy błędnie traktują białego, cispłciowego, heteroseksualnego mężczyznę jako domyślny typ postaci. Z tego powodu pojawianie się kogokolwiek wykraczającego poza te cechy ma być świadomą decyzją. Według nich musi to być decyzja polityczna, bo nie są sobie w stanie wyobrazić tego, że nie każdy jest nimi. Nie chcesz oglądać filmu, w którym główną bohaterką jest czarnoskóra, biseksualna kobieta – to twój problem.

Magiczna biologia

Trochę przeraża mnie fakt, że istnieją ludzie oczekujący białego koloru skóry u mitycznych istot. Wiem, że może to być dla niektórych trudne, ale elfy, krasnoludy i syreny… nie istnieją. Dlatego nie ma powodu, aby syrena nie była Azjatką, elf czarnoskórym mężczyzną, a krasnolud hindusem. Jeśli w materiale nie ma solidnego powodu, dlaczego dana rasa ma mieć tylko jeden kolor skóry, to warto założyć, że tak nie jest.

Często powtarzanym argumentem jest „Mała Syrenka” z 2023 roku, w której tytułową postać zagrała utalentowana, czarnoskóra aktorka Halle Bailey. Od razu wylał się na nią hejt, bo jak to – niebiała kobieta ma zagrać syrenę? Dorośli mężczyźni spędzali godziny na hejtowanie filmu dla dzieci, który normalnie by ich nie zainteresował. Obecnie podobna sytuacja powtarza się z „Królewną Śnieżką”, która ma trafić do kin w przyszłym roku. Film nie będzie wielkim sukcesem, ale nie przez kolor skóry Rachel Zegler i feministyczne elementy. Ludzie mają dość wtórych adaptacji live action, które są wydmuszkami dawnego złotego okresu Myszka Miki.

Halle Bailey w roli Ariel

Gdzie ja mam problem z tym castingiem. W 2019 w Aladynie rolę Jasmine zagrała Naomi Scott, która nie ma korzeni arabskich. Disney podjął decyzję, aby do filmu inspirowanego kulturą bliskiego wschodu wybrać do głównej roli aktorkę o bez jakichkolwiek korzeni z Bliskiego Wschodu. Wielkie korporacje nie są sojusznikami mniejszości i kobiet, ale chcą na nas zarobić. Jeżeli pojawi się zagrożenie finansowe, to wytną nas jak queerowość Riley w „W głowie się nie mieści 2” oraz postać trans z animacji „Niepokonani”.

Dla tych ludzi nie ma znaczenia nawet wtedy, kiedy autor wspiera różnorodne postacie magiczne. Zaprezentuję tutaj polski przykład, bo w adaptacji Wiedźmina Netflix dał czarnoskóre elfy. Fani się oburzyli o brak zgodności z prawdziwą książkową wizją świat Sapkowskiego i zachowywali się, jakby zabito im członka rodziny. Nawet słowa Sapkowskiego, który nie ma problemu z czarnoskórymi elfami, to było dla nich za mało. Oni wiedzieli, że się sprzedał i tak nie sądzi. Bo oni przecież znają ten prosty „naukowy fakt” – elfy oczywiście muszą być białe.

Piękne czasy

Często czytam o tym, że kiedyś tego wszystkiego nie było i to wielkie złe łołk1 niszczy świat. Gdzie woke to „świadomość i aktywne zwracanie uwagi na ważne fakty oraz kwestie społeczne”. Wielka korporacja dająca do ich ulubionej franczyzy kobietę i osobę czarnoskóre to nie jest woke. Jak już wyżej napisałom, korporacje chcą zarabiać i mają gdzieś prawdziwy wpływ na kwestie społeczne.

W dawnych czasach twórcy chcieli wprowadzać różnorodność, ale zazwyczaj im tego zabraniano. Niestety panowała ostra cenzura, która zmuszała autorów do przedstawiania nieheteronormatywności jako „ekscentryczności” lub „bliskiej przyjaźni”. Minęło prawie 26 lat, zanim oficjalnie potwierdzono, że Billy i Stu z „Krzyku” byli więcej niż „współlokatorami”. Podobnie w 2016 roku Mark Hamill przyznał, że Luke Skywalker był gejem. Mogłobym spędzić godziny na opisywaniu postaci LGBT, które przez lata były nieoficjalnie członkami naszej społeczności, bo „takie były czasy”. 

To jest dla mnie zabawne, że mają z tym problem osoby krzyczące o wolności słowa. Gdzie jest ta wasza wolność słowa, kiedy nie wszystko jest kierowane tylko do was? Zupełnie, jakby prawica była bandą hipokrytów. 

Lepsza przyszłość

Czasy się zmieniły. Coraz więcej autorów z mniejszości dostaje głos, aby opowiedzieć bliskie im historie. Dlatego współczesne legendy jak Xiran Jay Zhao chwytają za klawiaturę i tworzą coś swojego i pięknego. Jeżeli chcecie przeczytać fantastykę inspirowaną cesarzwową chin, w której jest polikuła oraz masa silnych kobiet, to w tej chwili macie kupić i przeczytać „Żelazną Wdowę”. 

Gdzie prawaki nie rozumieją, że mogą zrobić to samo. Wydawnictwa, takie jak Fabryka Słów, dalej istnieją. Jeśli pragniecie czytać historie pełne wyłącznie heteronormatywności, cispłciowości i białości… nic nie stoi na przeszkodzie. 

Jednak, moim zdaniem, nie ma potrzeby się ograniczać. Taka „klasyczna” fantastyka bywa ograniczająca. Pomyślcie, ile można dodać nowego i ciekawego, kiedy nie zamykamy się w jednej kulturze i jednej grupie docelowej. Fantastyka to gatunek kreatywności i magii. Dlaczego miałaby być szara i nudna, skoro może być tęczowa i ekscytująca? 

Na koniec warto zauważyć, że prawica ma niewielki wpływ na sprzedaż tęczowej fantastyki. Gdyby ich bojkoty działały, hitem nie stałyby się takie dzieła jak gra „Baldur’s Gate III”, wspomniana wcześniej „Żelazna Wdowa” czy „Sowi Dom”. Oni będą dalej krzyczeć w niebo o „okropnej opresji” – istnieniu różnorodności. Tymczasem ja idę oglądać, jak Billy i Stu są geeeeeeeej w „Krzyku”. 

Klasycznie dziękuję za pomoc mojemu redaktorowi. Gdyby nie twoja pomoc Ari, to tego wpisu nie byłoby online i gniłby w mojej szafie.

1 Łukasz Sakowski napisał w wywiadzie z Katarzyną Szumlewicz, określając „woke” jako „łołk”. Wiem o tym, bo poruszali w nim temat mojej skromnej osoby bez podawania mojego imienia. Gdybym miało grosz za każdy razem, gdy Sakowski i Szumlewicz rozmawiają o mnie w taki sposób, miałobym dwa grosze. To nie jest dużo, ale dziwne, że zdarzyło się to dwa razy.

2 komentarze do “Tęczowa fantastyka – mit woke w popkulturze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę